Taka sobie niepozorna książeczka... niby powieść, ale gabarytowo zbliżona do noweli, opowiastka na jedno popołudnie (i to niecałe). Ale nie dajmy się zwieść! Mette Eike Neerlin zaserwowała nam duuuużo treści, w bardzo skondensowanej formie. Bez jednego zbędnego zdania.
Rzecz jest o rodzinie, o dysfunkcjach, o nastoletnich dylematach, o śmierci, o cynamonkach, o nauce chińskiego... i aż dziw bierze, że to wszystko się tam zmieściło."Koń, koń, tygrys, tygrys" - polecamy! Zanim dopijecie lemoniadę, będziecie już po fajnej książce.